czwartek, 17 października 2013
Dreżewo woj.zachodniopomorskie
Dreżewo znajduje się ok. 4 km od Trzęsacza, w powiecie gryfickim w gminie Karnice. Najłatwiej dojechać jest skręcając w Trzęsaczu w drogę prostopadłą do morza tuż obok istniejącego tu pałacu i dalej obok stadniny koni. O złośliwej Hiszpance, duchu z Dreżewa, wspominano już przed wojną. Dwór, w którym miała się ukazywać, ukryty jest w gęstwinie przybrzeżnych lasów. Dama z pałacu, jak mówi legenda, nie toleruje obcych. Straszy tu Girona Eleonora de Val Florida. Skąd się wzięła Hiszpanka na pomorskim gruncie?
Miejscowość od XII wieku była własnością rodu von Karnitz. W 1740 r. zmarł pełnoletni właściciel, którego spadkobierca, Adolf Karl von Karnitz był niepełnoletni. Opiekę przejął nad dzieckiem radca kamery von Woedtke. On to pozbył się rodowej własności von Karnitzów. Kupił je rotmistrz von Schmeling, który szybko pozbył się majątku na rzecz wdowy po kołobrzeskim kupcu Beckerze. Później przeszły we władanie jej córki, żony kupca Kaufmanna. W 1789 roku Dreżewo wraz z Pustkowem (położonym tuż nad morzem) odziedziczyła rodzina von Fleming, a od 1828 roku stały się własnością Heinricha von Elbe. Dwór powstał z inicjatywy kolejnego właściciela, szczecińskiego radcy handlowego Schlutowa. Od niego w 1875 roku Dreżewo kupił Eduard von Bonin. W 1890 roku dwór spłonął, wkrótce został jednak odbudowany został w tym samym stylu, tj. neogotyku angielskiego. Ostatnim właścicielem był Curt von Bonin.
Eduard von Bonin, właściciel Dreżewa, utrzymywał bliskie kontakty z ojciem Girony, Medina de Val Florida. Kontakty obu panów datowały się bodajże jeszcze z czasów wcześniejszych, ojca Eduarda, który często bywał w Hiszpanii. Tam poznał granta Medinę. Był to okres, gdy pozycji rodów arystokratycznych za sprawą ustawy kortezów, która zniosła majoraty, uległa znacznemu pogorszeniu. Do tego stopnia, że wiele z nich doprowadziła do upadku. Stary Medina wraz z von Boninem wzięli się za handel i dobrze na tym ponoć wychodzili. Girona przyjechała do Dreżewa z krótką wizytą, ale pozostała dłużej. Mówiło się o romansie między młodym von Boninem, który był już zaręczony z hrabianką francuską. Podobno pełna energii Hiszpanka odgrażała się, że prędzej wykończy konkurentkę, nim zajmie ona jej miejsce.
Jak było naprawdę i ile w tej opowieści legendy, a ile faktów, nie wiadomo. Jedno jest pewne. Gdy do Dreżewa przyjechała oblubienica młodego Eryka von Bonin, Angelica Vermandois, w pałacu wybuchł pożar. Był rok 1890. Girona zginęła w płomieniach. O losach Angelici i Eryka historia nie wspomina.
Po wojnie pałac w Dreżewie przechodził różne koleje losu. Na początku lat dziewięćdziesiątych zdawało się, że pałac wreszcie otrzymał prawdziwego właściciela, który zadba o dwór. Kupiła go pani Małgorzata. Organizowała koncerty muzyczne, w tym wieczorki jazzowe, na które ściągały tłumy wczasowiczów. W piwnicach pałacu malarze organizowali swoje wystawy, a turyści chętnie zwiedzali pałac.
To pani Małgorzata ożywiła damę, która podczas imprez pokazywała się o północy na wieży pałacu. Dziewczyna przebrana w białe, powiewne szaty straszyła gości. Nie było to trudne, bo do tej godziny przeważnie zdążyli wprowadzić się w wesoły nastrój. Kiedyś etatową białą damę z powodu jej choroby zastąpiła Aneta, dziewczyna, która z Łodzi przyjechała spędzić wakacje nad morzem. Miała racjonalne poglądy i raczej była typem, w którym trudno byłoby doszukiwać się romantyzmu. Co gorsze, głośno śmiała się i drwiła z opowieści o duchu Girony.
Pewnego razu około północy Aneta, jak zwykle poszła na wieżę. Tam, ku swemu zdziwieniu, zastała kobietę ubraną w bogate, historyczne szaty. Zdenerwowało ją to, a że była przy tym mocno pobudliwa, zrobiła nieznajomej karczemną awanturę, że chce ją pozbawić pracy. A po tym zbiegła schodami na dół, by powiedzieć właścicielce pałacu, co o niej myśli. Ta zdziwiona zaprzeczała. Goście obserwowali awanturę. Gdy wyjaśnienia nie trafiały do Anety, pani domu wraz z gośćmi poszli na wieżę sprawdzić, kto tam buszuje. Dodajmy, prowadziły doń tylko jedne schody, a nikt nimi nie schodził. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy na wieży nikogo nie zastali.
Na drugi dzień Aneta jak zwykle koło północy udała się na wieżę. Co zobaczyła, nie wiadomo. Goście nagle usłyszeli jej przeraźliwy krzyk, a po chwili zobaczyli zbiegającą w dół przerażoną Anetę. Nie potrafiła wydobyć z siebie ani słowa. Bełkotała jedynie: - Hiszpanka, Hiszpanka, Hiszpanka... Na drugi dzień nie pojawiła się w pracy. Jak mówił wynajmujący jej pokój gospodarz, z samego rana wyjechała. Później również widywano Hiszpankę. Do pracy "zjawy" zatrudniła się nowa, miła w obyciu dziewczyna. Przeciwko niej Hiszpanka chyba nic nie miała. Czasami widywało się jedną, przebraną na wieży, a drugą, Gironę, spacerującą po goncie dachu, po którym nikt nawet za dnia nie byłby w stanie przejść. Hiszpankę spotykali też czasami miejscowi, gdy podnosiły się mgły, gdy jechała przez park na biały koniu. Zjawa nie zrobiła jeszcze nikomu krzywdy:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz